Wywiad z autorką książki "Dziewczyna z herbaciarni" - Wydawnictwo Szara Godzina
Rozmawiamy z Agatą Sawicką, której kolejna książka ,,Dziewczyna z herbaciarni” ukazała się nakładem Wydawnictwa Szara Godzina 1 sierpnia.
Pani Agato, cieszymy się, że dołączyła Pani do zespołu Szarej Godziny. Czy opowie Pani o sobie?
Ogromnie się cieszę, że mogę współpracować z Wydawnictwem Szara Godzina. Bardzo dziękuję za zaufanie i wiarę w moje powieści. W kilku słowach opowiem o sobie. Pochodzę z Tychów, ale obecnie mieszkam w Jastrzębiu-Zdroju. Jestem szczęśliwą żoną i mamą dwóch synów: Tymusia i Stasia. Uwielbiam czytać, ale to pisanie jest moją największą pasją, bo pisząc mogę kreować rzeczywistość od początku do końca. Gdy piszę, czuję, że żyję.
1 sierpnia ukazała się w Szarej Godzinie Pani ,,Dziewczyna z herbaciarni”. Anastazję, bohaterkę powieści, poznajemy w dramatycznym momencie życia…
Anastazja wychowała się w przyklasztornym sierocińcu. Czuła się porzucona i niechciana. Tak desperacko pragnęła miłości i prawdziwego domu, że przez długi czas tkwiła w związku z partnerem, który jej nie szanował i stosował wobec niej przemoc. Czuła, że nie zasługuje w życiu na nic dobrego, jednak pewnego dnia wreszcie postanowiła zawalczyć o swoje szczęście… I tak zaczyna się ta historia.
Jaką rolę w życiu Anastazji odegrała siostra Pia i dlaczego była dla niej tak ważna?
Siostra Pia była dla Anastazji jak matka, można powiedzieć, że to ona ją wychowała. Mała Anastazja była odpowiedzią na modlitwy zakonnicy, która uważała, że jej pojawienie się w sierocińcu, nie było przypadkiem. Łączyła je szczególna więź.
Moment, w którym na portalu z ogłoszeniami o pracę wyświetla się Anastazji zdjęcie pałacu von Wartenburgów jest przełomowy. Dlaczego?
Anastazja wertując ogłoszenia natrafia na ofertę pracy w ośrodku wypoczynkowym mieszczącym się w pałacu von Wartenburgów. Zdjęcie przedstawia front zabytkowego pałacu wraz z wiszącym nad wejściem herbem. Anastazja nie może otrząsnąć się z zaskoczenia, gdy uświadamia sobie, że wizerunek tego samego herbu znajduje się na jej medalionie – jedynej pamiątce po matce. Natychmiast postanawia aplikować na wolne stanowisko i nie waha się ani chwili, żeby wyjechać do pałacu. Ma nadzieję, że w jakiś sposób uda jej się dowiedzieć, jaki może mieć związek z tym odległym miejscem. W tym momencie, można powiedzieć, los zaczyna działać…
Dzięki menadżerce pałacu Ludwice Malinowskiej Anastazja otrzymuje pracę w pałacowej herbaciarni. To miejsce wyjątkowe – zapach jaśminu, szmer rozmów i ludzie, którzy nic nie wiedzą o jej przeszłości, prawda?
Tak, herbaciarnia to bardzo nastrojowe i fascynujące miejsce, które koi zmysły i pozwala odpocząć. Anastazja rozpoczyna tu nowe życie, z dala od przeszłości, z nadzieją na lepsze jutro… Postanawia być Aniołem herbaciarni – poświęca pracy całe swoje serce. Stara się mieć dobre słowo i uśmiech dla każdego gościa. Pewnego deszczowego dnia do herbaciarni przychodzi przemoczona starsza pani, jej historia będzie miała wpływ na życie Anastazji…
I na jej drodze pojawiają się mężczyźni. Ale Anastazja jest ostrożna?
Anastazja boi się ponownie zaufać i otworzyć swoje serce na nowe relacje. Szczególny strach wywołuje w niej okryty niechlubną sławą właściciel pałacu Otto von Wartenburg. Dziewczyna spotyka go po raz pierwszy w dość niespodziewanych okolicznościach…
Mimo że układa sobie nowe życie, nie zapomniała o klasztorze, w którym spędziła dzieciństwo. Czuje się szczególnie związana z małą Zosią?
Chociaż na początku Anastazja traktowała przyklasztorny sierociniec jak zło konieczne, z biegiem czasu uświadomiła sobie, że to jest jej rodzinny dom. Doceniła życzliwe jej osoby, a Zosię traktowała jak młodszą siostrę. Obie nie miały rodziny i wychowały się w klasztorze. Pod wieloma względami były do siebie bardzo podobne. Ich więź była na tyle silna, że w kluczowym momencie Anastazja postanowiła zrobić dla Zosi coś niebywałego…
Pałac w Bukowicach staje się dla Anastazji schronieniem. Odnoszę jednak wrażenie, że w powieści ma też znaczenia symboliczne – jest pamięcią zdarzeń i ludzi?
Tak, pałac w Bukowicach wraz z herbaciarnią to szczególne miejsca. Tam każdy może odpocząć, wsłuchać się w siebie, w głos swojego serca. Przez pałac przetaczają się różni ludzie, a każdy z nich ma jakąś swoją historię. Otto, Anastazja, Angelika, Brygida, wreszcie pani Róża… I można też powiedzieć, że pałac łączy pokolenia, splata teraźniejszość z przeszłością w subtelny, a zarazem tajemniczy sposób.
W „Dziewczynie z herbaciarni” porusza Pani temat poszukiwania korzeni. Nie możemy zdradzić, czy Anastazja rozwikła tajemnicę swojego pochodzenia. Zapytam jednak, dlaczego ten motyw jest dla Pani ważny?
Poszukiwanie siebie, swojej drogi, miejsca na ziemi, wreszcie szczęścia, to w mojej opinii kluczowe kwestie. Myślę, że człowiek, aby żyć w pełni świadomie i szczęśliwie potrzebuje wiedzieć, kim jest, skąd pochodzi. Czasami przeszłość naprawdę bardzo mocno łączy się z teraźniejszością. Sama również poszukiwałam swoich korzeni, interesowałam się historią rodzinną, kilka razy podróżowałam na Wołyń, skąd pochodzi moja rodzina i odwiedziłam wioskę, w której urodził się mój ukochany dziadek. Emocje, które mi wówczas towarzyszyły są nie do opisania. Pewnie dlatego w moich powieściach często przewija się motyw poszukiwania korzeni. Przeszłość jest ważna, żeby zrozumieć siebie i świadomie kreować swoją przyszłość.
Jakie znaczenie ma symbolika herbaty i herbaciarni w kontekście powieści?
Herbaciarnia to takie bezpieczne, przytulne miejsce, gdzie każdy może poczuć się dobrze. Herbata, kawa, czy czekolada, które przygotowuje Anastazja, są dopieszczone w każdym szczególe, z nutką indywidualności dla każdego gościa. Dziewczyna stara się, żeby każdy odwiedzający herbaciarnię człowiek poczuł się wyjątkowo. Swoimi specjałami koi nie tylko zmysły, ale przede wszystkim pokrzepia serca. Można śmiało powiedzieć, że herbaciarnia, to taka otwartość na drugiego człowieka, gotowość, aby go wysłuchać, zaoferować mu kawałek siebie…
Czy parząc herbatę, podobnie jak Anastazja, oddycha Pani spokojnie? Herbaciane rytuały mają dla Pani specjalne znaczenie?
Przyznam szczerze, że obecnie nie przykładam większej wagi do parzenia herbaty, przy dwójce moich maluchów często nawet nie mam czasu, żeby się jej napić. Uwielbiam jednak herbaty sezonowe – te jesienno-zimowe z dodatkami w postaci plasterków pomarańczy, goździków, cynamonu, anyżu… Zawsze wybieram takie w kawiarniach. Kiedyś sama również takie robiłam, gdy mój mąż przyjechał do mojego domu rodzinnego po raz pierwszy, uraczyłam go właśnie taką herbatą.
Czy bohaterowie powieści mają jakieś swoje pierwowzory w rzeczywistości? A może inspirowała się Pani jakąś konkretną historią?
Inspiracją do powstania powieści „Dziewczyna z herbaciarni” był dla mnie pałac, który zobaczyłam przejeżdżając przez Twardogórę na Dolnym Śląsku, gdzie byłam w odwiedzinach u swojej rodziny. Dostojny, lecz znacznie nadgryziony przez ząb czasu budynek, wznosił się za ogrodzeniem. Widziałam go tylko przez kilka sekund, ale to wystarczyło, żeby w mojej głowie zaczęła rodzić się historia…
Przyznam jednak, że pisząc o pałacu von Wartenburgów, herbaciarni i parku bardziej wzorowałam się na kompleksie pałacowo-parkowym w Pszczynie. To jedno z tych miejsc, które nigdy mi się nie nudzi, i do którego uwielbiam wracać! Często jeździmy tam na rodzinne spacery.
Bohaterowie mojej powieści nie mają pierwowzorów w rzeczywistości, są wytworem mojej wyobraźni. Jest jednak pewien akcent z mojego życia. Gdy zaszłam w pierwszą ciążę, straciłam pracę, ponieważ dla ówczesnego pracodawcy zatrudnianie kobiety w ciąży było „problemem”. Dość mocno przeżyłam tamtą sytuację. Właśnie dlatego w „Dziewczynie z herbaciarni” pojawia się motyw Brygidy, której Otto zdecydował się pomóc, gdy była w podobnej sytuacji.
Jak Pani pracuje nad książką - codziennie, systematycznie? A może wówczas, kiedy w duszy Pani zagra?
Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ sposób mojej pracy nad książką w ostatnim czasie ewaluował. Kiedyś proces pisania książki trwał u mnie przez kilka długich miesięcy, pisałam głównie wtedy, gdy miałam na to czas, zdarzały mi się kilkutygodniowe przerwy. Obecnie jednak wygląda to inaczej. Gdy już zacznę pisać, piszę systematycznie, codziennie, chociażby miało to być tylko jedno zdanie, ale ważne, żeby pójść do przodu. Wolę systematyczna pracę, bo wtedy moje myśli krążą nieustannie wokół powieści i nie zapominam wątków.
„Dziewczyna z herbaciarni” jest jednak wyjątkowym przypadkiem. Zaczęłam ją pisać kilka lat temu. W pierwotnym zamyśle ta powieść miała wyglądać zupełnie inaczej. W międzyczasie zaszłam jednak w ciążę i na długi czas odłożyłam pisanie. Kilka razy wracałam do tej powieści, ale po chwili znowu odkładałam ją na bok. Aż w końcu, po trzech latach, poczułam w sercu, że przyszedł na nią czas. Nie potrafię tego wyjaśnić. Po prostu coś zaskoczyło i nagle w mojej głowie zaczęły pojawiać się brakujące elementy układanki. Większość tego, co napisałam na początku, wykasowałam i poprowadziłam tą historię zupełnie inaczej. I taka wersja jest zdecydowanie najlepsza! Nauczyłam się, że nawet kryzysy twórcze i chwile zwątpienia, które się zdarzają, potrafią przynieść dobre owoce.
Czy siada Pani do pisania z gotową historią w głowie, czy też bohaterowie prowadzą Panią ,,za pióro”?
Gdy zaczynam pisać nową powieść mam w głowie zarys historii, ale zazwyczaj efekt końcowy bardzo różni się od pierwotnego planu. Zdecydowanie, to bohaterowie prowadzą mnie „za pióro”. Sprawia to jednak, że ja również jestem trochę jak czytelnik – nigdy nie wiem tak do końca, co będzie dalej i często sama jestem niezmiernie zaskoczona tym, jak potoczyła się opowieść.
Jakie przesłanie chciała Pani przekazać czytelnikom poprzez tę powieść?
Szczęście trzeba odnaleźć w sobie. Trzeba mieć odwagę, żeby dokonać zmian w swoim życiu, czasem zawrócić, skręcić w inną drogę, szukać swojego miejsca na ziemi i swojego szczęścia. Gdyby Anastazja nie miała w sobie tej odwagi, jej życie nadal wyglądałoby szaro-buro i byłoby naznaczone cierpieniem. Decydując się na zmianę, na wyruszenie w nieznane, sprawiła, że jej życie nabrało rozpędu, a ona sama pomimo różnych perypetii, poczuła się szczęśliwa. Czasem od szczęścia dzieli na jeden krok. Tylko jeden krok.
Wreszcie, co Pani, osobiście, daje praca nad książką?
Ogromną satysfakcję, wspaniałą przygodę, całą gamę emocji! Pisząc, czuję, że żyję, spełniam swoje marzenia. To niesamowite, że pisząc, mogę kreować rzeczywistość, tworzyć alternatywny świat, w którym mogą zanurzyć się czytelnicy.
Dziękuję
Rozmawiała Magda Kaczyńska
